Uwielbiam maski w płachcie (albo w płacie jak kto woli). Kiedyś nie mogły mnie one przekonać do siebie ze sklepowych półek, więc omijałam je nie zwracając na nie uwagi. Tak było do dnia, w którym przeczytałam książkę "Sekrety urody Koreanek". Zachwycona ich sposobem dbania o skórę od razu uznałam, że te maski muszę wypróbować, a jak już wypróbowałam, to stwierdziłam, że nie mogę się bez nich obejść. I tak w moje ręce trafiły maski marki Lomi Lomi, która oferuje 7 rodzajów masek na każdy dzień tygodnia.
Zazwyczaj kupuję te maski pojedynczo, ale tym razem w końcu dorwałam cały zestaw w hebe. Kosztował mnie 30 zł, natomiast każda maska osobno kosztuje 5 zł, więc w zestawie wyszło nieco taniej.
Poniżej przeczytacie o działaniu każdej maski. Jak już wcześniej wspomniałam, jest ich 7:
- na poniedziałek - aloes, nawilżająca
- na wtorek - miłorząb japoński, przeciwzmarszczkowa
- na środę - winogrono, rozjaśniająca
- na czwartek - ogórek, ujędrniająca
- na piątek - acerola, regenerująca
- na sobotę - granat, witalizująca
- na niedzielę - jaśmin, kojąca.
Każda maska, a właściwie tkanina jest bardzo mocno nasączona wyciągiem z poszczególnej rośliny, ale nie jest tak, że przez to coś gdzieś nam kapie albo że maska ześlizguje się z twarzy. Żadnego takiego problemu nie ma. Bardzo łatwo można je nałożyć i dopasować do swojej twarzy. Maski zgodnie z opisem trzyma się na twarzy od 15 do 30 minut i tak mniej więcej trzymam je ja. Nie stosuję każdej maski na każdy dzień tygodnia, ponieważ nie mam takiej potrzeby, ale nakładam je 2 razy w tygodniu i co najlepsze - wybieram je zgodnie z moim widzi mi się :) No chyba, że moja skóra potrzebuje konkretów, wtedy dobieram odpowiednią maskę.
Jestem bardzo zadowolona z ich działania. Każda maska w jakimś stopniu nawilża skórę, ale oczywiście najlepiej robi to aloesowa. Do tej pory najsłabiej wypadła maska ujędrniająca z ogórkiem, uważam, że jest ona raczej obojętna dla mojej skóry. Winogronowa, która ma na celu rozjaśnić cerę, lepiej sprawdza się w nawilżaniu, za to rozjaśnienie skóry zauważyłam po maseczkach z granatem i z acerolą i są to moje ulubione maski z całego tego zestawu.
Wszystkie maski działają kojąco na moją skórę. Nie podrażniają mnie, zaraz po nałożeniu czuć lekki chłód i razem z tym można odczuć na skórze ulgę. Da się zauważyć różnicę przed i po nałożeniu tych masek. Skóra jest na prawdę dobrze wypielęgnowana, nawilżona i ujednolicona i wydaje mi się też, że odkąd je stosuję jest ona bardziej jędrna. Po ściągnięciu materiału na twarzy zostaje spora ilość "mazidła" i wtedy jeszcze wklepuję w twarz co się da, a pozostały nadmiar rozcieram na szyi, później nakładam serum i krem.
Bardzo polecam te maski, można przy nich się zrelaksować :)
Miałyście? Może polecacie inne maski w płachcie?
Miałam kiedyś te maski i całkiem nieźle je wspominam :-)
OdpowiedzUsuńSą świetne :)
UsuńWyglądają ciekawie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze tych maseczek nie miałam :) Jednak słyszałam o nich wiele dobrego. Chciałabym spróbować :) Uwielbiam maski w płachtach. Nawet dziś rano jedną taką robiłam.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka serdeczne! :)
Koniecznie muszę je wypróbować �� Może nie od razy wszystkie ����
OdpowiedzUsuńPrzesyłam buziaki ����
Bardzo polecam :)
UsuńJa ostatnio recenzowałam maseczki z Natury :)
OdpowiedzUsuńTych z Hebe nie miałam, ale jak kiedyś będę we Wrocku to podejdę do Hebe tylko po nie :)
Właśnie tych z Natury też jestem ciekawa i zamierzam je wypróbować :)
Usuń